W pracy społecznej przebywanie wśród ludzi pozostawia niekiedy niezatarte ludzkie, nieludzkie krzyże. Takie obrazy (matka w komórce bez okna, oświetlenia ogrzewania) i inne podobne powodują nieodparte pragnienie udzielenia pomocy tej niesprawiedliwości braku uczuć serca.
Trudno się pogodzić z tym iż w naszych czasach, przy tak rozwiniętym postępie cywilizacyjnym, technicznym i informatycznym tak wiele jest wśród nas osób samotnych, opuszczonych i odrzuconych. Zapominamy, że każdy z nas będzie kiedyś stary, niedołężny zdany na innych i z utęsknieniem będzie oczekiwał pomocy drugiego człowieka.
Nadszedł i dla mnie czas działania i niesienia realnej pomocy. Z moim przyjacielem lekarzem, tym „od starych babek”, obmyśliliśmy i przygotowaliśmy plan stworzenia domu - miejsca pomocy samotnym i odrzuconym.
Stan wojenny wstrzymał nasze prace ale spowodował rozpoczęcie spotkań rolników w „Uniwersytecie latającym”. Na spotkaniach zaczęto coraz więcej mówić o problemach starych, schorowanych i samotnych rolników. Otrzymałem polecenie aby przygotować wykład na temat jak pomóc mieszkańcom wsi. Rozwiązanie tego problemu wydawało się proste: odpowiedziałem- zapłacić starym ludziom wsi za ich niewolniczą pracę i zapewnić byt na czas ostatni wtedy nie będzie wyludnienia do miast. Pomysł stworzenia dla nich miejsca gdzie mogliby się czuć u siebie, związani z ziemią i środowiskiem wiejskim nabierał realnych kształtów. Polecono obiekt pod Szczytniakiem.
Informacja o projekcie powołania ośrodka dla samotnych, bezdzietnych, pozostających bez opieki rolników pojawiła się w prasie podziemnej. Nie trzeba było długo czekać na odzew społeczny. Zwalniani z różnych zakładów pracy robotnicy, a nawet studenci chętnie stawili się do pomocy. Budowanie Domu zostało rozpoczęte. Wkrótce jednak zaczęło brakować środków. Jeden z pracowników wpadł na pomysł aby tą wyjątkową inicjatywą zainteresować „Towarzystwo Pomocy Brata Alberta”.
W 1989 r. pod patronatem Towarzystwa powstało Koło Pomocy w Nowym Skoszynie. We wrześniu schronisko zostało poświęcone, mieszkało tu już 9 bezdomnych rolników. Bez reklamy zainteresowanie Domem było coraz większe, potrzebujących wciąż przybywało. Skromnymi środkami przygotowaliśmy dodatkowe mieszkania. Wyjeżdżamy do młynów, piekarni i sklepów z prośbą o pomoc. Coraz więcej osób okazuje nam serce, a ich nawet najmniejsze ofiary pozwalały na skromne ale wystarczające życie.
To miejsce ma swój niepowtarzalny urok. Cisza, specyficzny mikroklimat, źródlana woda i życie zgodne z rytmem przyrody mają ogromny wpływ na przebywających tu ludzi. Ja sam mogę być tego najlepszym przykładem. Mijają lata, a ja już od ponad 20 lat nie narzekam na przeziębienia ani grypy. Żyjemy zgodnie z rytmem życia wsi, bo większość mieszkańców to rolnicy.
W ciągu tego czasu wiele się zmieniło. Coraz więcej osób szukało schronienia w naszym ośrodku. Dotychczasowy Dom okazał się niewystarczający. I wówczas pojawiła się myśl o budowie nowego Domu. Tymczasem pojawiły się nowe przepisy, wymagania odnośnie warunków. Weszły przepisy unijne.
Ukazuje się artykuł o schronisku. Złożono ofiarę ale na nową inwestycje. Znalazł się też architekt, który wielokrotnie pomagał nam w uzyskaniu różnego rodzaju pozwoleń i opracował projekt nowego budynku. Pomoc i wsparcia otrzymaliśmy również od KRUSU, władz województwa, naszych przyjaciół, ofiarodawców, a także mieszkańcy aktywnie włączyli się w to dzieło budowy wspólnego Domu.
Często słyszę pytanie: „Skąd macie siły na prowadzeni tej jedynej w swoim rodzaju placówki?” Nie mam na to konkretnej odpowiedzi. Władze czasem nam pomagają a czasem tylko wizytują i kontrolują. Największej pomocy udzielają nam osoby prywatne. Mamy wyżywienie, mieszkanie i opiekę. Osoby pracujące są obciążone pracą za kilka osób, wciąż brakuje nam środków na zatrudnienie wystarczającej liczby pracowników.
Ci którzy pomagają są tak maleńką cząstką społeczeństwa. Gdyby tak poruszyły się serca innych nie żyliby w takiej niepewności przecież niekiedy niezwykli, prości bohaterzy. Staramy się prawie dosłownie spełniać pragnienie świętego Brata Alberta. Nasi podopieczni znajdują w Domu nie tylko schronienie, jedzenie, ubranie i podstawową opiekę lekarską, uruchomiliśmy także salę rehabilitacyjną, sale zajęciowe, hodujemy krowy, kury, mamy sad i działki uprawne.
Mieszkamy w jedno i dwuosobowych pokojach z pełnym wyposażeniem. Cieszymy się niezwykłym powietrzem, ciszą, przestrzenią życiową, park, duży teren spacerowy złączony z parkiem świętokrzyskim, tarasy widokowe.
Pragnąłem by starość była połączeniem pięknem życia czynnego, przyrodą i spokojem niezwykłych widoków. Starość nie oznaczała jedynie smutku, samotności i chorób, każdy może godnie dożyć kresu swych dni.